ZESPOŁY, PROJEKTY, HISTORIE...

PUNKOWE POCZĄTKI

Jarek Wajk urodził i wychował się w Warszawie, na Mokotowie. Choć profesjonalnie, na warszawskiej Agrykoli, grał w piłkę, swój pierwszy, punkowy zespół założył już w 1981 roku,  wraz z kolegami z Liceum Czackiego. Jarek grał w nim na gitarze, a perkusistą był późniejszy dziennikarz Kuba Wojewódzki. Byli tak antysystemowi, że, docenieni i zauważeni przez obecnych na ich koncercie Roberta Brylewskiego i Tomasza Lipińskiego (tworzących słynną Brygadę Kryzys) do wzięcia udziału w przeglądzie zespołów punkowych, który miał się odbyć w warszawskiej Riwierze, oświadczyli, że  jako prawdziwe punki brzydzą się układami i nie wystąpią na systemowej ustawce. Warto przypomnieć, że miało to miejsce w stanie wojennym. Jarkowi tak zostało po dziś dzień, wokalista, Wojciech Ordon, jest obecnie emerytowanym oficerem Legii Cudzoziemskiej, a Kuba, cóż… 

DAAB

Jarek bywał często w klubie Riviera Remont, i tam najpierw grał próby w zespole w Arturem Łobanowskim, a potem, na gitarze w kolejnej ekipie. Tym razem był to reggae’owy Daab. Jarek chodził do klasy z brate Piotra Strojnowskiego, a ich szkoła – Liceum im. Tadeusza Czackiego, sąsiadowała niemalże z klubem Remont. Drogi Jarka i Andrzeja Zeńczewskiego przecinały sie natomiast na piłkarskim boisku, Andrzej bowiem trenował w warszawskiej Legii. Taki to był czas – chłopcy zazwyczaj uprawiali sport i, jeśli mogli, spełniali sie muzycznie.

Wewnętrzne konflikty, ciśnienie pomiędzy Piotrem Strojnowskim a Andrzejem Zeńczewskim i gęsta, marihuanowa chmura unosząca się w sali prób sprawiły, że Jarek postanowił odejść z  zespołu. Daab wkrótce stał się jedną z najpopularniejszych grup muzycznych i prekursorem nurtu reggae w Polsce.  

COLLAGE

Również w czasach licealnych Jarek został zaproszony przez kolegę z drużyny piłkarskiej MKS Agrykola, Mirka Gila, do współpracy z zespołem Collage. Zespół grał rocka progresywnego, inspirowanego pierwszymi dokonaniami Genesis i King Crimson. Z jednej strony, złożona faktura tej muzyki i koncepcja przekazu wręcz teatralnego, z użyciem strojów i masek, wydawała się bardzo pociągająca, z drugiej strony muzyka i teksty nie odpowiadały temperamentowi Jarka. Odnosił wrażenie, że utwory zarówno muzycznie, jak i tekstowo są przegadane, nie rezonujące z tempem i treścią jego życia. Wojtek Szadkowski, perkusista i autor tekstów, rezerwował sobie wyłączność na ich pisanie, ale jego wrażliwość była z absolutnie innego świata. Mimo to, Jarek zaśpiewał z Collage w Jarocinie w czasie stanu wojennego, gdzie ekipa Collage, z grunge’owym lookiem, w dżinsach i flanelowych koszulach bardzo wyróżniała się z pośród punkowych „przebierańców”. Jarek z książką i tomikiem poezji w plecaku zamiast zwyczajowych flaszek taniego wina, doskonale rozumiał, czym naprawdę jest punk i wyraźnie widział fałsz jarocińskiego, punkowego wizerunku. Zespół nie spodobał się m.in. Walterowi Chełstowskiemu, organizatorowi Jarocina, dyrektorowi artystycznemu ówczesnego programu 2 TVP, który określił ich muzykę jako „zbyt poetycką, za grzeczną, za piękną”. Z perspektywy wielu lat zastanawiające jest, że telewizyjny, systemowy „układowiec” – do pracy w TVP w stanie wojennym nie byli w tamtych czasach dopuszczani przypadkowi ludzie, organizował festiwal „zbuntowanych” punków. 

Próby z Collage przeniosły się do Stodoły, tam też Jarek zaśpiewał z Collage koncert, na którym zobaczył i usłyszał go Czesław Niemen, który skomentował to tak, że „w Collage jest charakterny wokalista”, porównując jego ekspresję, intensywność do ekspresji scenicznej Ewy Demarczyk. Ciekawostką jest, że Ewa Demarczyk rzeczywiście była jedną z Jarkowych ikon interpretacji piosenki.

THE LIZARDS’ DAY

Kiedy po nagraniu płyty z Madame, Robert Gawliński zajął się karierą solową zakładając zespół „Wilki”, gitarzysta i współzałożyciel  Madame, Robert Sadowski, zaproponował Jarkowi przejęcie wokalu tego zespołu. Przymierzając się do prób, szybko doszli do wniosku, że nie ma sensu odgrzewać starego i lepiej założyć nowy band. W tamtym czasie magazyn „Literatura” drukował w odcinkach „Nauki Don Juana” Carlosa Castanedy, więc – zainspirowani tą książką – nazwali swój zespół The Lizards’ Day. Życiowo Jarek zaczynał wchodzić coraz głębiej w mroczne korytarze, nie grał już w piłkę, eksplorował psychodeliki, grzyby halucynogenne. Marzenie porzucenia „Warszawki” spotkało się z pomysłem skojarzenia The Lizards Day z sekcją zimnofalowego, rzeszowskiego zespołu „1984”. Robert i Jarek pojechali do Rzeszowa, rozpoczęły się próby w rzeszowskim Domu Kultury i nagrania, w studio RSC, płyty dla Klubu Płytowego Magazynu „Razem”, który wydawał krótkie, jak na tamten czas, 5-tysięczne serie płyt. Do wydania płyty jednak nie doszło, część materiału przygotowywanego na tę płytę Robert Sadowski zabrał w swoją dalszą drogę do zespołu Houk i Kobong. Z tego czasu zachowało się trochę nagrań, przekazywanych do dziś prywatnie z plików na pliki. Choć są pomysły wydania płytowego, do tej pory Jarek nie wyraził zgody na upublicznienie utworów. Zgodził się natomiast, kilka lat temu, na umieszczenie dwóch utworów z tej sesji na profilu W.A.J.K na You Tube i są to obecnie jedyne ogólnie dostępne nagrania legendarnych w pewnych kręgach „Jaszczurek” (link poniżej). Teksty do numerów zespołu pisane były w języku angielskim przez Piotra Kołyszkę – poetę i tłumacza literatury amerykańskiej oraz Dorotę Gołębiewską – psycholożkę i spirytystkę, „wywoływaczkę duchów”. Schizofrenia, z którą borykał się Piotr i jego wrażliwość sprawiały, że teksty były pełne niesamowitych metafizycznych wizji i metafor. Wokół Roberta Sadowskiego działy się różne rzeczy ” nie z tego świata”, demoniczne (?) co potwierdzają osoby znające go osobiście, a mrok panujący w zespole gęstniał. 

Lizardsowy duch obecny jest w „Transmission to your Heart” zespołu Houk i w akustycznym „Przeciwko wszystkim i wszystkiemu” grupy KOBONG, na którym to riffie jest opartych jeszcze kilka utworów KOBONGA. Robert Sadowski postanowił zostawić Rzeszów i znaleźć sekcję z Warszawy, a w sali prób pojawiła się heroina. Jarek postanowił nie wchodzić w te klimaty, co było równoznaczne z odejściem. 

The Lizards’ Day to również czas współpracy z malarką Hanną Bakułą i Arturem Turalskim, niepokornym artystą, twórcą rzeźb i instalacji przestrzennych. Oni właśnie mieli wizję image’u Lizardsów – ludzi stepu, Mongołów, choć Jarek wtedy był na fali srebra, frędzli i kości. Ostatecznym jednak image’m Jarka w The Lizards Day stała się szpitalna piżama w szpitalu, gdzie wkrótce dowiedział się, że Robert Sadowski powraca do współpracy z Robertem Gawlińskim. 

ODDZIAŁ ZAMKNIĘTY – PIERWSZE PODEJŚCIE

1988-89 rok to pierwszy okres współpracy Jarka z Oddziałem Zamkniętym. Z tego, nieudanego z perspektywy czasu, okresu pochodzą wspomnienia koncertów w Związku Radzieckim, koncertu w wypełnionej po brzegi warszawskiej Hali Gwardii (skład Oddziału – przypadkowy). Pierwsze nagrania w studio S4 – „Stół” i „Skandal”, zdaniem Jarka, były nieudane. Jak twierdzi, stało się tak dlatego, że głównym motywem twórczym Wojtka Łuczaja Pogorzelskiego w tamtym czasie było pragnienie, aby ten „nowy” Oddział” w niczym nie przypominał OZ, w którym śpiewał Krzysztof Jaryczewski. 

PUNKOWY PRZERYWNIK

W tych samych latach 1988-89, Jarek powrócił do punka, wchodząc w projekt z Jackiem Sidneyem Ziętałą, byłym basistą TZN XENNA, znanego do dzisiaj, kultowego, punkowego zespołu. Próby odbywały się w Remoncie, w niegdysiejszej sali Oddziału – tzw. „sali za kratą”. W tym projekcie Jarek był gitarzystą i grał autorskie, mocne, punkowe riffy. Skład tego zespołu był jednak, podobnie jak The Lizards’ Day, obciążony heroinowym nałogiem niektórych jego członków, więc, z perspektywy Jarka, projekt nie miał szansy na rozwój. 

COLLAGE, ODDZIAŁ ZAMKNIĘTY – DRUGIE PODEJŚCIA

Po powrocie z „saksów” w Szwecji  w 1992 roku Jarek otrzymał propozycję współpracy z zespołem Collage, a w tym samym czasie rozpoczął rozmowy z Wojciechem Pogorzelskim, odnośnie reaktywacji Oddziału Zamkniętego, tym razem w składzie najbliższym pierwszemu, oryginalnemu. W tym samym roku Jarek zaśpiewał jeszcze w klubie Fugazi koncert z Collage (był to materiał – zapowiedź nowej płyty). Ciekawostką jest fakt, że Jarek śpiewał cały ten koncert „po norwesku”, tzn. bez tekstów, te bowiem jeszcze wtedy nie istniały. Ostatecznie, wybrał jednak Oddział Zamknięty, bynajmniej nie ze względów merkantylnych, gdyż Oddziału w tamtym czasie praktycznie nie było i był to czas na robotę od podstaw. Oddział okazał się bliższy Jarkowi, który wychował się w atmosferze mokotowskiego łobuzerskiego podwórka. Oddział Zamknięty zaś, w swoim pierwotnym składzie, był zespołem z warszawskiego Mokotowa. Ponadto Jarek dobrze znał Krzysztofa Jaryczewskiego. Najpierw spotkali się na dwóch lub trzech imprezach, balangach. Bliżej skojarzyło ich przypadkowe spotkanie w zimowe świąteczne popołudnie, gdy, przechadzając się po opustoszałej Warszawie, natknęli się na siebie przy klubie Stodoła. W tym miejscu obaj panowie wpadli na pomysł, żeby właśnie tego dnia rozpocząć przywitanie Nowego Roku. Po zorganizowaniu funduszy, rozpoczeli „Sylwestra”, który ostatecznie zakończył się u znajomej Jarka, artystki malarki, Małgorzaty – w jej wolskim mieszkaniu. Jarek z Sylwestra pojechał do szpitala, a Jary został u Małgorzaty, która później została jedną z jego kolejnych żon. Po wyjściu ze szpitala Jarek dołączył do tej wolskiej kwatery, gdzie przez jakis czas mieszkali razem. Krzysztof w tamtym czasie przygotowywał materiał do swojej solowej płyty „Ogniste miecze” i zaprosił Jarka do współpracy przy  tworzeniu i nagrywaniu materiału.

Wszystkie te nici, łączące Jarka z Krzysztofem, Mokotowem i Oddziałem sprawiły, że muzyka i teksty Oddziału były zdecydowanie bliższe światu Jarka, który był w stanie doskonale zrozumieć, o czym ten Oddział właściwie jest. Co więcej, miał autentyczną wolę obudzenia tego zespołu, dopisania mu ciągu dalszego. Tak więc, pewnego wieczoru, słuchając w nocnej audycji radiowej starej płyty OZ, Jarek pomyślał: „Szkoda, że nie ma już tej fajnej kapeli.” I to był początek drugiego podejścia do OZ. 

cdn.

THE LIZARDS" DAY: GERTRUDA STEIN & REQUIEM FOR BLACK SNAKE

Utwory nagrane w rzeszowskim studio RSC w roku 1987, w składzie Jarek Wajk - wokal, Robert Sadowski - gitara, Wojciech Trześniowski - gitara basowa i Wiesław Kwiecień - perksja.

Historyczny magazyn Brum, artykuł Kuby Wojewódzkiego o „Jaszczurkach”:

RZEKA

Jeden z przebojów OZ w składzie z Jarkiem, współkompozycja z Wojtkiem Łuczajem Pogorzelskim, tekst Jarek Wajk. Utwór , pochodzący z płyty "Terapia" nagranej na przełomie 1993/1994 otworzył nowy, ogólnopolski etap popularności zespołu w nowej odsłonie, pokazując nowy styl, nowy klimat muzyczny i potencjał Oddziału z nowym wokalistą. Teledysk do "Rzeki" w podziemiach starego krakowskiego szpitala kręcony był na taśmie filmowej, której w trakcie zdjęć zabrakło - stąd widoczne dokrętki techniką wideo. Legendarne, charakterystyczne solo zostało brawurowo wykonane studyjnie przez Marka "Zefira" Wójcickiego, nagrania zostało zrealizowane przez Rafała Paczkowskiego, który słyszalny jest w tle w partii fortepianu, stale współpracującego później ze Zbigniewem Preisnerem. W nagraniu nie uczestniczył Krzysztof Zawadka, natomiast bas nagrał Tomasz Kciuk Jaworski.

SAMA

Utwór z płyty "Terapia", który zwyciężył w plebiscycie Muzycznej Jedynki w 1994. Współkompozycja Jarka Wajka i WojciechaŁuczaja Pogorzelskiego, z czego główny zwrotkowy riff i linia wokalna była wkładem Jarka, a Wojtek był autorem pomysłu na refren. Tekst, inspirowany autentycznym doświadczeniem jednej ze znajomych z Rzeszowa, napisał Jarek Wajk. Teledysk do "Samej" wyreżyserował i zrealizował Kuba Wojewódzki, wówczas dziennikarz magazynu "Brum", kolega Jarka z czasów liceum i perkusista jego pierwszego punkowego zespołu.

USZY NA DRZWIACH

Kolejna współkompozycja Jarek Wajk & Wojciech Łuczaj Pogorzelski, tekst Jarek Wajk. Na płycie "Terapia" ponownie słychać tu partie gitar nagrane przez Marka "Zefira" Wójcickiego. Tekst był tak naprawdę o Oddziale Zamkniętym, w owym czasie bowiem, pomimo rosnącej popularności zespołu Jarek w zespole zaczynał czuć się coraz bardziej obco. Teledysk zrealizowany został przez Jurka Grabowskiego, twórcę listy przebojów 20TON i bardzo popularnego wówczas programu telewizyjnej "Dwójki" Clipol. Teledysk był kręcony w Warszawie, na ścianach Pałacu Kutury, oraz na warszawskim Lotnisku Bemowo. Fabuła - zupełnie oderwana od tekstu.